O mądrości tego świata

Do tej pory uważałam, że cała mądrość tego świata zawarta jest w książkach. Uwielbiam czytać i uwielbiam atmosferę bibliotek i księgarni. Uważam, że jest w nich coś ponad tu i teraz, coś nieosiągalnego w pełni, nie do końca dającego się poznać. To jest coś, jakby skondensowane, wbite na kartki papieru lekcje życia opisane przez ludzi, którzy wiedzą. Ludzi, którzy coś przeżyli. Lub coś zbadali. Lub coś wymyślili. Odkąd tylko poznałam i zaczęłam składać litery czytałam książki jedna za dugą. A jeśli chodziłam na wagary, to tylko po to, żeby dowiedzieć się, co dalej w książce, którą akurat czytałam.    

Jako uczennica szkoły podstawowej sama zaczęłam pisać

To były krótkie opowiadania głównie o księżniczkach, które wiodły nieszczęśliwe życie, do czasu aż odnajdywał je królewicz na białym koniu i zabierał do swojego królestwa. A potem żyli długo i szczęśliwie. Byłam wtedy zafascynowana wszelkiego rodzaju baśniami i legendami i to pod ich urokiem pisałam swoje. Do dziś w swojej biblioteczce trzymam zniszczony egzemplarz książki „Klechdy sezamowe” B. Leśmiana.

Jako nastolatka zainteresowałam się poezją

Mszę wędrującego Edwarda Stachury umiałam na pamięć. Zresztą tak, jak wiele innych wierszy. Na przykład Przy winie Wisławy Szymborskiej:

Spoj­rzał, do­dał mi uro­dy,
a ja wzię­łam ją jak swo­ją.
Szczę­śli­wa, po­łknę­łam gwiaz­dę.

Po­zwo­li­łam się wy­my­ślić
na po­do­bień­stwa od­bi­cia
w jego oczach. Tań­czę, tań­czę
w za­trzę­sie­niu na­głych skrzy­deł.

Stół jest sto­łem, wino wi­nem
w kie­lisz­ku, co jest kie­lisz­kiem
i stoi sto­jąc na sto­le.
A ja je­stem uro­jo­na,
uro­jo­na nie do wia­ry,

uro­jo­na aż do krwi.

Mó­wię mu, co chce: o mrów­kach
umie­ra­ją­cych z mi­ło­ści
pod gwiaz­do­zbio­rem dmu­chaw­ca.
Przy­się­gam, że bia­ła róża,
po­kro­pio­na wi­nem, śpie­wa.

Śmie­ję się, prze­chy­lam gło­wę.
ostroż­nie, jak­bym spraw­dza­ła
wy­na­la­zek, Tań­czę, tań­czę
w zdu­mio­nej skó­rze, w ob­ję­ciu,
któ­re mnie stwa­rza.

Ewa z że­bra, Ve­nus z pia­ny,
Mi­ner­wa z gło­wy Jo­wi­sza
były bar­dziej rze­czy­wi­ste.

Kie­dy on nie pa­trzy na mnie,
szu­kam swo­je­go od­bi­cia
na ścia­nie. I wi­dzę tyl­ko
gwóźdź, z któ­re­go zdję­to ob­raz.

Uwielbiam ten wiersz

Co za wnikliwość. I jaki dobór słów. Jest gorzki ale bardzo prawdziwy. Jako nastolatka recytowałam go wielokrotnie podczas wieczorków recytatorskich. Należałam wtedy do młodzieżowej grupy teatralnej, z którą wystawialiśmy różne spektakle. W tamtym czasie moją ulubioną poetką była Halina Poświatowska. Zaczytywałam się w jej wierszach, odczuwałam jakąś niesprawiedliwość w związku z jej tragicznym życiorysem. Z wielu wierszy, które do dzisiaj są moimi ulubionymi przytoczę tu „Odkąd cię poznałam”:

Odkąd cię poznałam, noszę w kieszeni szminkę,
to jest bardzo głupie nosić szminkę w kieszeni,
gdy ty patrzysz na mnie tak poważnie, jakbyś w moich
oczach widział gotycki kościół. A ja nie jestem
żadną świątynią, tylko lasem i łąką – drżeniem liści,
które garną się do twoich rąk. Tam z tyłu szumi
potok, to jest czas, który ucieka, a ty pozwalasz mu
przepływać przez palce i nie chcesz schwytać czasu.
I kiedy cię żegnam, moje umalowane wargi pozostają
nie tknięte, a ja i tak noszę szminkę w kieszeni, odkąd
wiem, że masz bardzo piękne usta.

Czyż nie jest świetny ? Mistrzostwo !

Ja też chciałam być poetką

Chciałam przelewać na papier to, co widzę, co czuję, co sobie wyobrażam, a co jest trudne do powiedzenia komuś wprost, zwykłymi słowami. Odbierałam świat inaczej niż wszyscy (tak czułam). Uważałam, że tylko poprzez poezję będę mogła pokazać, jak widzę to co mnie otacza, to co się wokół mnie dzieje i to, jak ja to odbieram. Tak to wtedy rozumiałam. I poniekąd byłam poetką, chociaż to o wiele za dużo powiedziane. Ale napisałam całkiem sporo wierszy, niektóre do szuflady, a niektóre czytał wyłącznie mój partner. I byłam z nich naprawdę zadowolona. Nie, nie zacytuję ich tutaj…

Od kilku lat piszę dzienniki

Dzienniki, to może nie jest właściwa nazwa, bo nie piszę ich codziennie. Ale prawie. Nie piszę ich po to, żeby notować, co robiłam w danym dniu. Piszę je po to, żeby pozbierać własne myśli. Piszę je, żeby uporządkować to, co dzieje się w mojej głowie. Żeby zobaczyć z innej strony, żeby moja ręka intuicyjnie napisała to, czego nie mogą wyłapać moje myśli. Mogę śmiało powiedzieć, że pisanie dzienników działa na mnie terapeutycznie.

Niedawno postanowiłam pisać tego bloga

To mój kolejny kroczek. Jeszcze nie wiem, w którą stronę poprowadzą mnie moje wpisy, o czym tak naprawdę będzie mój blog, o czym chciałabym pisać. Do tej pory wszystko, co pisałam było dla mnie, do szuflady (poza niektórymi wierszami). Pisałam po to, żeby coś przeanalizować, zrozumieć, rozjaśnić, znaleźć inną perspektywę. Z blogiem myślę, że będzie inaczej. Że będę dzielić się moimi przemyśleniami na temat przeczytanych książek albo będę dzielić się moja wiedzą psychologiczną i pedagogiczną. Jednak, jak do tej pory, kiedy siadam do pisania okazuje się, że piszę o sobie. Czuję się tak, jakbym musiała to zrobić, jakby zdania same się pisały. No cóż, pewnie tak musi być.  

Kilka miesięcy temu przeczytałam książkę Olgi Tokarczuk „Czuły narrator”. Jest tam takie zdanie, które zapadło mi w pamięć: „Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, iż źródłem twórczości literackiej może być to, ze coś chce być napisane? Że niejako poza nami istnieją tematy, obrazy, przeczucia, które domagają się od nas nazwania i wyartykułowania?”(O. Tokarczuk, Czuły narrator, Wydawnictwo Literackie, 2020, s. 136).

Oczywiście mój blog, to nie żadna „twórczość literacka” i może trochę inny był kontekst tego zdania, ale czytając je uświadomiłam sobie, że możemy mieć w głowie plan tego o czym chcemy napisać, możemy mieć wypunktowany na kartce konspekt tekstu, możemy mieć nawet zrobione notatki, jednak siadając do pisania może się okazać, że ze środka nas wypływa zupełnie coś innego. Nie wiadomo dlaczego, ale płynie. Linijka po linijce, zdanie po zdaniu. I w środku czujemy, że tak ma być. Czujemy spokój i zadowolenie.

Więc, zaczepnie nawiązując do pierwszego zdania tego posta, czy naprawdę cała mądrość świata zawarta jest w książkach? I tak i nie! Ja od jakiegoś czasu uważam, że nie. Uważam, że cała mądrość tego świata ukryta jest w nas. Musimy ją tylko w sobie odnaleźć. Czyż to nie jest piękne?

Dodaj komentarz