„Żeby żyć twórczo musimy pozbyć się lęku przed błędami.” Joseph Chilton Pearce.
Zaczynam pierwszy wpis na moim blogu
Jestem onieśmielona, stremowana i niepewna. Boję się oceny i krytyki innych. Mam wrażenie, że myśli, które przychodzą mi do głowy za wszelką cenę starają się zniechęcić mnie do tego. Wyolbrzymiają wszystko, co potencjalnie może sprawić, że się rozmyślę i odstąpię od tego pomysłu. Nie, nie dam się moim myślom… Odsuwam je na bok, a właściwie metaforycznie wsadzam je do pociągu i patrzę jak odjeżdżają. I przypominam sobie dlaczego teraz siedzę przy biurku z postanowieniem, że zrobię pierwszy wpis na bloga, na mojej własnej, zrobionej przeze mnie stronie internetowej. Przypominam sobie o tym, że od jakiegoś czasu coś wewnątrz mnie podpowiadało mi, żeby zacząć coś nowego, spróbować wyjść poza to, co do tej pory robiłam. Przekonywało mnie, dawało „przypadkowe” sygnały, mówiło: otwórz się na innych, odważ się, podziel się tym, co wiesz. Masz sporo doświadczeń, dużo umiesz – daj temu upust, nie zamykaj tego w sobie. Nie musisz pisać od razu książki, ale blog jest okej. Stopniowo przekonywałam się do tego pomysłu.
Trochę pomogła mi w tej decyzji pewna piosenka. Jakiś czas temu natarczywie, wręcz nachalnie „chodziła” za mną przecudna piosenka „Do kołyski” Dżemu. Znałam ją od dawna ale też dawno jej nie słuchałam. A pewnego dnia, zupełnie nie wiem skąd, jej słowa zaczęły mi krążyć po głowie i wracały, i znowu wracały, i znowu… upierdliwe. Zadawałam sobie pytania: ale dlaczego?, ale skąd?, ale po co? W odpowiedzi słyszałam: „Żyj z całych sił” i dalej „Idź własną drogą, bo w tym cały sens istnienia, żeby umieć żyć. Bez znieczulenia,
bez niepotrzebnych niespełnienia myśli złych.”

Słuchałam tej piosenki po kilka razy dziennie przez kilka dni. No musiałam… uznałam ją za wskazówkę 😉. Moim znieczuleniem wtedy, które właściwie powodowało moje zastygnięcie, były myśli, że się nie nadaję, że właściwie po co będę zaczynać coś nowego, że to nie dla mnie, że już za późno…
Bo zaczynanie czegoś nowego nie jest łatwe
Tak naprawdę trzeba się sporo natrudzić, żeby myśl przerodziła się w działanie. I nie mam tu na myśli trudu pracy fizycznej czy intelektualnej ale przede wszystkim trudu pracy nad sobą, nad swoimi myślami, uprzedzeniami, nad wstydem czy brakiem wiary w siebie. I nad emocjami, które te myśli wywołują, to mogą być: smutek, gniew, złość, niezadowolenie, czasami wściekłość. Musiałam też zmierzyć się ze swoim wewnętrznym krytykiem, który uruchomił w mojej głowie wiele zakodowanych przekonań i porównań z innymi. To wszystko było dla mnie trudne. Lęk przed działaniem powodował, że szukałam różnych wymówek, żeby odsunąć to w czasie, a nawet myślałam, żeby dać sobie z tym spokój. Taką siłę miał mój rozum. Nie chciałam się temu poddać. Zaczęłam odnajdywać w sobie na tyle odwagi i uporu, żeby mimo całego zwątpienia robić małe kroczki do przodu. Tak więc, pomimo tego, że zaczynanie czegoś nowego nie jest łatwe, zaczynam. I nie wiem tak naprawdę, jak będzie. Ale chcę spróbować! Chcę zobaczyć, co się stanie, jak spróbuję. Co się stanie, jak zrobię kolejny krok i kolejny. Jak ja się zmienię, jeśli pójdę tą całkiem nową dla mnie drogą. Swoją drogą!